Przedstawiamy Państwu nasz tekst, który powstał z okazji Europejskich Dni Dziedzictwa 2015, których tematem przewodnim jest "Utracone Dziedzictwo".
Brama Mostowa, czy Krzywa
Wieża to zabytkowe obiekty znane każdemu mieszkańcowi Torunia, jak
i turyście przybywającemu w odwiedziny do Grodu Kopernika. To jedne
z największych skarbów miasta, pamiętające czasy średniowiecza.
Takich architektonicznych skarbów Toruń miałby więcej, gdyby w
XIX stuleciu myśl propagująca rozwój i rozbudowę miasta spotkała
się z myślą wskazującą na ochronę dziedzictwa. Mimo protestów
przedstawicieli lokalnej społeczności, znaczna część murów
obronnych Torunia została zrównana z ziemią. Tak było ponad 100
lat temu. 1945 rok zastał zabudowę naszego miasta niemal
nietkniętą. Szczęścia, które spotkało Toruń, nie doceniono i
nie docenia się nadal. Hasła niszczenia w imię rozwoju są nadal
aktualne.
|
Fort XII – zniszczony prawy kojec przeciwskarpowy z nadbudowaną wartownią, fot. A. Kowalkowski |
|
Fort XV – wysadzona prawa
kaponiera barkowa,
fot. A. Kowalkowski |
|
Wysadzony w powietrze schron piechoty J-27, fot. A. Kowalkowski |
Po zakończeniu II wojny światowej, administrowane do tej pory przez wojsko toruńskie fortyfikacje powoli zaczęły przechodzić w cywilne, wtedy tylko państwowe ręce. Miasto stało się właścicielem obiektów, z którymi, tak naprawdę nie wiedziało co zrobić. Na szczęście dość szybko znaleźli się najemcy, dla których specyficzny mikroklimat wewnątrz grubych ścian był wprost wymarzony. Powstały
tam piwnice i wytwórnie win oraz zakłady zajmujące się m.in.
hodowlą pieczarek. Jednakże wraz z nowymi gospodarzami na
poniemieckie obiekty wkroczyło także Toruńskie Przedsiębiorstwo
Robót Rozbiórkowych (zwane też rozbiórkowo-porządkowym) i to
właśnie ono jest odpowiedzialne za największe zniszczenia
fortecznych obiektów. Zadaniem TPRR było pozyskiwanie cegły na
odbudowę Warszawy, która straciła podczas II wojny ponad 65%
zabudowy. Jednak toruńskie obiekty forteczne, co prawda wykonane z
doskonałej jakości cegły, były bardzo trudne w rozbiórce: nie
chciały się poddać kilofom robotników (poza obmurowanymi ścianami
fos). Użyto więc dużo bardziej drastycznych metod zniszczenia,
zakładając ładunki wybuchowe wewnątrz obiektów, ale i tak ilości
pozyskanych cegieł były mizerne. Wkrótce zwrócono uwagę na mury
otaczające forteczne fosy. Przez następne dwa lata rozebrano
oskarpowanie fos wszystkich ośmiu fortów pośrednich i trzech
głównych (VII, XI i XV). Najwięcej szczęścia miał Fort IV,
którego mury, już przygotowane do rozbiórki, uratowała decyzja
ówczesnego miejskiego konserwatora zabytków Pana Bohdana
Rymaszewskiego. Uznał on, wbrew powszechnym opiniom, że te – jak
określała ówczesna prasa – nikomu niepotrzebne pamiątki
zaborczego ucisku, są cennymi zabytkami godnymi zachowania dla
potomnych. Co ważne, decyzja ta zapadła na wniosek społecznych
opiekunów zabytków, którzy sami opracowali dokumentację
poszczególnych obiektów, tak ważną w późniejszych wpisach do
rejestru zabytków. Niestety, zniszczeń pozostałych obiektów nie
dało się cofnąć. Do tego zwieńczającą mury fosy kutą stalową
kratę najczęściej, poza nielicznymi wyjątkami, złomowano (do
niedawna jej przerobione elementy stanowiły m. in. ogrodzenie
starego stadionu żużlowego). Pozbawione osłony forty szybko stały
się łakomym kąskiem dla wszelkiego rodzaju pozyskiwaczy złomu i
zwykłych chuliganów dewastujących dla czystej przyjemności – a
tych po upadku firm rezydujących w fortach, w opuszczonych z reguły
obiektach do dziś nie brakuje. Proces ten postępuje. W ostatnich
miesiącach Fort XI, a zarazem i my wszyscy - stracił napisy jeńców
alianckich tam przetrzymywanych. Te niezwykłe pamiątki ciężkich
czasów nie zdążyły nawet doczekać inwentaryzacji. Właściciel,
który odpowiada za obiekt, pozostaje bezkarny.
Twierdza Toruń pozostawiła po sobie również innego rodzaju pamiątki, a mianowicie domy w konstrukcji fachwerkowej. Zgodnie z przepisami budowlanymi na przedpolu twierdzy budynki należało budować w technice tzw. „muru pruskiego”, by móc je rozebrać w przypadku działań wojennych. Kilkadziesiąt „pruskich murów” rozebrano lub orzeczono o rozbiórce w ciągu zaledwie trzech ostatnich lat. Padły ofiarą budowy dróg, chciwości i... uprzedzeń. Wbrew panującej powszechnie opinii, nie były to zabudowania o charakterze tymczasowym. Ciężko jednak w to obecnie uwierzyć, najpiękniejsze przykłady takich obiektów – tworzone z pietyzmem, na podstawie najlepszych projektów i przebogato zdobione: przy ulicy Krasińskiego 15a, ul. Bydgoskiej 35 czy 26, już odeszły. Przeminęły one z wiatrem i pyłem, który opadł na ich ruiny, gdy dopaliły się zgliszcza i wystygły popioły pożarów, które w zadziwiający sposób strawiły tak wiele zabytków w mieście.
|
ul. Krasińskiego 15, fot. J. Bloch |
|
ul. Bydgoska 35, fot. J. Bloch |
|
ul. Bydgoska 26, rekonstrukcja K. Snochowski |
Wspomniane adresy to
przykłady wyjątkowej zabudowy, dla której wspólnym mianownikiem
jest lub była drewniana konstrukcja szkieletowa, fantazyjny kształt
i wygląd samej bryły budowli, jak i ich elementów zdobniczych i
detali upiększających i dodających bajkowego wprost charakteru
poszczególnym budynkom, ale też i całej dzielnicy. I tak, przy
ulicy Zygmunta Krasińskiego 15a, przez blisko 100 lat oglądać
można było szkieletową willę w stylu secesyjnym, zbudowaną
(według projektu architektów uznanej berlińskiej pracowni Erdmann
i Spindler, tej samej, która zaprojektowała istniejący jeszcze,
ale obecnie w bardzo złym stanie technicznym, budynek przy ul.
Bydgoskiej 50/52) w latach 1902-1912 dla Juliusza Grossera,
toruńskiego przedsiębiorcy budowlanego. Żywot willi zakończył
się w roku 2006 pożarem, bezpowrotnie dla Torunia, choć, dzięki
staraniom prywatnego inwestora i zaangażowaniu toruńskiego
miejskiego konserwatora zabytków, ocalałe z pożaru elementy
zostały przeniesione w okolice Golubia-Dobrzynia, gdzie willa
została odbudowana, jak feniks z popiołów. Inny los spotkał dom
przy ulicy Bydgoskiej 35, który, po pożarze zimą 2006 roku, został
szybko rozebrany i materialny ślad po nim zaginął, choć niedawno
okazało się, że zbudował go i w nim mieszkał Reinhard Uebrick –
zasłużony toruński budowniczy, którego imię nosiła niegdyś
ulica Kujota. Niemal naprzeciw niego znajduje się kolejny
szkieletowy budynek, równie znany, jak dwa wspomniane wcześniej.
Numer 26 to w tej chwili zrujnowana i skazana na rozbiórkę
willa-pensjonat, która spłonęła w październiku 2013 roku; żywioł
pochłonął wówczas trzy ludzkie istnienia. Jeśli willa, zanana
jako „Zofijówka” zniknie na zawsze, ulotni się także jej
niezwykła historia, sięgająca roku 1876 (kiedy Wilhelm Pastor
postawił tu budynek mieszkalny i zabudowania tartaku), a naznaczona
najbardziej czasami nowo odrodzonej Polski, za sprawą ówczesnej
właścicielki domu, Kazimiery Żuławskiej, która utworzyła
pensjonat stanowiący odtąd mekkę dla wielu artystów i
intelektualistów i to nie tylko lokalnych: Stanisława Witkiewicza,
Karola Zawodzińskiego, czy Juliusza Osterwy.
Los wspomnianych powyżej
miejsc, ale i wielu im podobnych, zarówno w Toruniu i w innych
miejscach w kraju, przypieczętowany został w chwili, gdy w
powojennej Polsce do głosu doszły władze, które w dotychczas
ustabilizowane struktury właścicielskie zaangażowały nową
ideologię o równym podziale dóbr. Duże i samodzielne dotychczas
mieszkania w kamienicach, zostały dzielone na mniejsze lokale, w
których kwaterowano osoby o różnym statusie materialnym i
pochodzeniu. W spauperyzowanym społeczeństwie ciężko było o
środki na remonty. Co gorsza, brakło również i woli. Właściciele
i administratorzy do dziś tłumaczą się brakiem środków na
realizację napraw, czy większych renowacji, nie podejmowali żadnych
kroków, aby poprawić kiepską niejednokrotnie sytuację techniczną
budynków, co – w wielu już przypadkach – doprowadziło do
tragicznych pożarów, niosących nie tylko straty materialne, ale i
ofiary ludzkie. Dodatkowo do całości problemu dokłada się brak
wolnych działek w atrakcyjnych punktach miasta w centrum miasta,
pozwalających na realizację nowej zabudowy. Lobby deweloperskie
przyśpiesza procesy degradacji historycznej zabudowy, wiedzione
chęcią zarobku. Pytanie brzmi, czy da się wycenić zabytek?
|
Polskie Radio, fot. P. Kożurno |
|
Dom Społeczny - po remoncie, fot. P. Kożurno |
|
Dworzec PKS, fot. M. Pszczółkowski |
Rozbiórki i wątpliwej
jakości modernizacje dotyczą także obiektów nieco, a nawet dużo
młodszych, ale także wartościowych, m.in. dotyczy to licznych
interesujących przykładów architektury modernistycznej, związanych
z architektonicznym rozwojem miasta w okresie międzywojennym.
Modernizm przez wielu niesłusznie postrzegany jest jako styl niezbyt
atrakcyjny i nie zasługujący na ochronę ze względu na czas
powstania i nowoczesne formy, oceniane jako pozbawione wartości
zabytkowych. Być może właśnie dlatego niektóre z wybitnych
realizacji toruńskiego modernizmu zostały w ostatnich latach
poddane różnego rodzaju ingerencjom budowlanym; niestety, większość
z tych prac świadczy o braku poszanowania i zrozumienia dla tej
formy architektonicznej. Do takich obiektów należy stacja Polskiego
Radia na Stawkach, zrealizowana z latach 1934–35, jako pierwszy
obiekt Polskiego Radia, wybudowany całkowicie z krajowych materiałów
oraz według koncepcji polskich inżynierów. Obecnie w budynku
trudno doszukać się dawnej formy i funkcji. Został adaptowany na
mieszkania, w związku z tym część kubatury nadbudowano oraz
wykuto dodatkowe otwory okienne. Ponadto ocieplenie elewacji za
pomocą tynku na styropianie spowodowało, że awangardowy charakter
architektury uległ całkowitemu zatarciu. W podobny sposób poddano
renowacji gmach dawnego Domu Społecznego im. Józefa Piłsudskiego,
od 1945 roku do dziś pełniący funkcję domu studenckiego. W ramach
renowacji (2005) cechy architektury funkcjonalistycznej uległy
zatarciu. Biała kolorystyka budynku została zastąpiona pistacjową
w odmianie ciemniejszej i jaśniejszej, usunięto także
charakterystyczny detal architektury awangardowej w postaci metalowej
sterczyny-anteny.
Największą jednak
stratą dla toruńskiej architektury modernistycznej jest los budynku
dworca autobusowego z lat 1938–39. Był to jeden z bardzo niewielu
przykładów dużego obiektu przedwojennego o takim przeznaczeniu. W
okresie międzywojennym rzadko inwestowano w budynki dworców
autobusowych, zwłaszcza dużych i reprezentacyjnych, w
przeciwieństwie bowiem do państwowej komunikacji kolejowej,
transport autobusowy w latach 1920-1939 był domeną drobnych
przewoźników prywatnych. W 2007 roku budynek został sprzedany
jednemu z prywatnych koncernów, który zdecydował o rozbiórce.
Pomimo sprzeciwu społecznego (w tym środowiska architektów) i
przeprowadzonej kampanii społecznej w obronie dworca, miejskie
służby konserwatorskie nie zdołały przeprowadzić odpowiednich
procedur. W 2008 roku przestała istnieć zarówno charakterystyczna
bryła dworca, jak i otaczających go pomieszczeń dawnej stacji
kontroli Fiata. Na ich miejscu stanął supermarket i stacja
benzynowa, stając się niemal symbolem ekspansji wszystkiego co
nowe, a niekoniecznie wartościowe.
Pożegnaliśmy nie tylko
forty i schrony, pruskie mury i skarby modernizmu. Milczącymi
świadkami przeszłości są drzewa, założenia parkowe oraz
cmentarze. Zupełnie niedawno straciliśmy Lipę Rabina Kaliszera
wraz z częścią dawnego zadrzewienia cmentarza żydowskiego. Wobec
braku zachowanych nagrobków były to niemal ostatnie elementy
dawnego cmentarza. Straciliśmy jeden z dwóch zaledwie platanowców
w Toruniu – przy obecnej Izbie Lekarskiej, a zasadzony ręką
rodziny Weese na dziedzińcu ich pałacyku.
|
Dawny cmentarz satroluterański, fot. P. Kożurno |
Toruń po 1945 roku pożegnał również cmentarze: staroluterański przy cmentarzu św.
Jerzego, większość struktury zabytkowej cmentarza św. Jerzego,
cmentarz ewangelicki przy ul. Poznańskiej (starszy) i żydowski przy
ul. Antczaka, cmentarz komunalny przy ul. Turkusowej/Rubinowej.
Wszystkie zostały zlikwidowane przez władze miasta. Myliłby się
ten, kto przypuszczałby, że zostały zlikwidowane w poprzednim
ustroju. Ostatni z wymienionych zniknął już w
nowym millenium. Obecnie istnieje możliwość utraty zielonego symbolu Mokrego – wiązu z ulicy Wiązowej.
Pytanie brzmi: czy tędy droga?
|
Wiąz przy ul. Wiązowej,
fot.A. Zglińska |
Toruń
jest miastem historii. I to najróżniejszych, sięgających dawnych,
odległych wieków, ale i czasów znacznie nam bliższych. Świadków
dawnych dni jest ogrom, w tym wypadku nie idzie tu jednak o ludzi, a
o wytwory ich rąk, to co pozostało po ich umysłach, talencie,
wrażliwości, artyzmie oraz o przyrodę, która im towarzyszyła.
Nie są to tylko kościoły wyburzone podczas wojen napoleońskich,
ani wspomniane na początku umocnienia wokół Starówki rozebrane
przez Prusaków w 80. latach XIX wieku. Rzecz w tym, iż
współcześnie, na naszych oczach, gasną zabytki, które można
uznać za wzór architektonicznego piękna, harmonii oraz wyszukanego
smaku. Proporcjonalne wymiary, smukłe kształty, gustowne i
dopracowane w szczegółach detale charakteryzowały budynki, które
na zawsze już zniknęły z krajobrazu miasta: domy, wille, schrony,
forty, obiekty przemysłowe, miejsca użyteczności publicznej i
zieleń, która niegdyś była dla mieszkańców i włodarzy miasta
tak samo ważna, jak własny dach nad głową. Czy ochrona
kulturowego dziedzictwa ma się sprowadzać jedynie do dbałości o
zabytki najstarsze, zgodnie z hasłem „Gotyk na dotyk”? A
dziedzictwo nowsze? Czy ono nie wymaga uwagi, poświęcenia i
ochrony? Odpowiadając na jedno z wcześniejszych pytań: nie tędy
nasze miasto powinno kroczyć.
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Oddział w Toruniu:
Jacek Bloch
Adam Kowalkowski
Michał Pszczółkowski
Tomasz Stochmal
Anna Zglińska