W przeciągu ostatnich miesięcy nasi
członkowie zajmowali się sprawą, która nie dotyczy zabytków,
jednak bardzo nas bulwersuje i boli. Latem otrzymaliśmy sygnał, że
na Glinkach na placu budowy tworzonego przez magistrat oraz Toruńskie
Towarzystwo Budownictwa Społecznego Osiedla, odnaleziono ludzkie
szczątki. Byliśmy tam, zanim ogrodzono teren. Nasi członkowie
nagłośnili sprawę, byli wzywani przez IPN i przesłuchiwani w
charakterze świadków. Dziś na Glinkach trwają ekshumacje. Za
masowych grobów wydobyto już kości prawie dwóch tysięcy osób. W
tym wszystkim najbardziej przerażający jest brak jakiejkolwiek
refleksji ze strony władz miasta.
Glinki i cała
lewobrzeżna część Torunia to miejsce szczególne dla najnowszej
historii miasta. Można powiedzieć, że jest to szczególne miejsce
z punktu widzenia fizyki i historiozofii. Najpierw Niemcy stworzyli
tu 90-hektarowy obóz jeniecki, w którym podczas okupacji uwięzili
w sumie przeszło 60 tysięcy żołnierzy alianckich, w 1945 roku ten
osób przejęli Rosjanie i w jego części – właśnie na Glinkach
– uwięzili tysiące osób, głównie Niemców. Ten obóz zniknął
z krajobrazu pamięci miasta. Po prostu nie istnieje.
W ostatnich latach
mówi się, o tzw. „erupcji pamięci”. Przejawia się ona chęcią
upamiętnienia wszystkiego, co dana grupa społeczna uzna za
wartościowe z jej punktu widzenia. W efekcie, po 1989 roku, w samym
tylko centrum Torunia powstało co najmniej kilkanaście pomników.
Mamy więc pomnik księdza Popiełuszki, prezydencki dąb, pomnik
Piłsudskiego, pomnik Jana Pawła II, pomnik Żołnierzy Wyklętych,
pomnik gen. Hallera oraz gęsty szlak wszelkiej maści tablic
pamiątkowych: od miast partnerskich Torunia począwszy, na niedawno
odsłoniętej tablicy upamiętniającej więzionych działaczy
opozycji antykomunistycznej, skończywszy. 90-hektarowy obóz
doczekał się jedynie pomnika żołnierzy radzieckich, położonego
jednak poza granicami miasta, pochodzącego z poprzedniej epoki i
wiele razy niszczonego poprzez oblewanie go czerwoną farbą.
Gospodarze Torunia
czują tak wielki głód ziemi, że w ogóle nie biorą pod uwagę
rezygnacji z planu budowy osiedla na Glinkach, gdzie według
niemieckich szacunków może spoczywać nawet dziewięć tysięcy
osób. W centrum miasta również znajduje się kilka dużych
działek, które – jeżeli będziemy patrzeć na nie w taki sposób
– się marnują. Są wykorzystywane jako ciągi spacerowe, nocą
pomieszkują tam bezdomni. Tereny te są odwiedzane tylko za dnia
oraz przy dużych świętach. Łatwo zgadnąć, że chodzi tu o
cmentarz św. Jerzego i cmentarz garnizonowy. Czyż nie lepiej
przeznaczyć te cmentarze pod inwestycje mieszkaniowe, a teren
„oczyścić”?
Zgadza się, pomysł
jest bulwersujący. Podobnie zresztą jak idea budowy osiedla na
Glinkach. Dlaczego nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, aby na
miejskich nekropoliach budować domy? Dlaczego nawet cmentarze
toruńskie, po których nie pozostał ślad w postaci nagrobków
doczekały się wpisu do rejestru zabytków? Dlaczego gospodarze
miasta zupełnie inaczej traktują cmentarz na Glinkach? Jak nisko
trzeba upaść, aby dzielić zmarłych na „lepszych” i
„gorszych”? Czy tylko „nasi” zmarli zasługują na spokój i
szacunek?
Dlaczego tak łatwo
decydenci uznali, że w masowych grobach na Glinkach znajdują się
„osoby narodowości niemieckiej”? Bez rzetelnych badań
naukowych, solidnej kwerendy archiwalnej, prac archeologicznych –
nie będących stricte ekshumacjami – te kwestie pozostaną
nierozstrzygnięte. Przede wszystkim przed zakończeniem śledztwa IPN! Być może wraz z kośćmi żołnierzy
Wehrmachtu, Toruń opuszczają szczątki obywateli tego miasta i tego
regionu.
Bulwersuje fakt, że
ze strony przedstawicieli władz miasta padają stwierdzenia o
„oczyszczaniu” terenu pod inwestycję. Rzeczniczka Prezydenta
powiedziała Radiu PiK: „Będziemy szukali firmy, która ten teren
oczyści”, „(…) firma wyłoniona przez nas w przetargu oczyści
ten teren”. Czy można „oczyścić” cmentarz? Czy w kontekście
śmierci, świętości cmentarza, nienaruszalności szczątków
ludzkich, uznawanego w naszej kulturze tabu sfery pośmiertnej, można
w ogóle mówić o „oczyszczaniu”?
Gdy rozpoczęły
się wyburzenia na dawnej Szosie Chełmińskiej, ktoś powiedział
smutno „Gdy miasto niszczy i usuwa domy, wkrótce będzie robić to
samo z ludźmi.” Nie sądziliśmy, że stanie się to tak szybko.
Dlatego podpisujemy się pod apelem do władz miasta o rozwagę w
planowaniu dalszych inwestycji na terenie dawnego obozu jenieckiego
na Glinkach. Treść apelu można przeczytać w "Nowościach".
Jako motto tego
apelu niech posłuży fragment wiersza Tadeusza Sieraja – „Ręka
Anielska”, który powstał jako efekt niszczenia przez
komunistyczne władze Polski Ludowej cmentarzy „narodowych”:
niemieckich, żydowskich, czy po prostu „obcych”…
Był cmentarz. Nie ma cmentarza.
Tu przyspieszono zmartwychwstanie ciał.
Tu tylko jeden pozostał grobowiec
Bo właśnie tego ten Anioł chciał
Co na nim rękę z wieńcem podniósł w niebo.
Był cmentarz. Stuletni cmentarz.
Nie ma cmentarza. Ukradkiem
Tu przyspieszono zmartwychwstanie.
Kto chce niech słowo dołoży...
(...)
Był cmentarz. Gdzie cmentarz to cmentarz.
Tu już go nie ma.
Był cmentarz. Gdzie cmentarz to cmentarz.
Tu już go nie ma.
P.S. Warto dodać, że nie jest to
pierwszy przypadek planowego zacierania pamięci o obozie jenieckim
przez władze miasta. Jesienią 2015 roku uchwalono plan
zagospodarowania przestrzennego dla terenu przy ul. Andersa.
Pozostałości baraków jenieckich, którymi opiekuje się Toruńskie
Towarzystwo Fortyfikacyjne, pomimo protestów, mają zniknąć pod
planowaną w tym miejscu drogą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz